Reforma prawa pracy. Likwidacja umów śmieciowych – sukces czy porażka strony społecznej

Dotyczy projektu kodeksu pracy

Wsłuchując się w narrację prowadzoną w mediach na temat reformy prawa pracy można odnieść wrażenie, że obserwujemy rozgrywkę wyłącznie o tzw. umowy śmieciowe. Nie zagłębiając się w temat (tak jak robi to ogromna większość odbiorców pracy) można odnieść wrażenie, że oto na naszych oczach rozgrywa się bój o wyeliminowanie patologii, jaką są te umowy. Powstaje obawa, że w pewnym momencie, po wejściu w życie zmian w proponowanym kształcie, mogą one przez część prasy być skomentowane, jako sukces świata pracy. Pracodawcy pod ogromnym naciskiem strony społecznej i rządu ulegli, godząc się na jakąś formę likwidacji ich ulubionej formy zatrudniania – czyli śmieciówek. Oddanie pola przez pracodawców z pewnością będzie powodem do dumy dla central związkowych. Sprawa nie jest jednak aż taka prosta. Należy postawić pytanie – co w zamian otrzymali pracodawcy, bo niestety w dialogu społecznym nic za darmo nie ma. Co zyska państwo – jako tzw. największy pracodawca, a jednocześnie podmiot starający się ściągnąć zewnętrznych inwestorów. Oraz – ostatnie pytanie – kto ostatecznie poniesie koszty tej reformy.

Z danych PIP (za bankier.pl) z 2015 r. wynika że na 16 milionów zatrudnionych 1,4 miliona pracuje na umowy o dzieło i umowy zlecenia, co daje 8,75%. PIP wyliczyła też, że tylko 20% z tej liczby (1,4 mln) czyli 280 tys. osób powinno zamiast umowy o dzieło/zlecenia mieć umowę o pracę. Pozostali – ok. 1 120 tys. – wykonują faktycznie umowy zlecenia czy też umowy o dzieło – są to tzw. wolne zawody, wysokiej klasy specjaliści, kadra zarządcza, drobni przedsiębiorcy itp. Z powyższego wynika, że tak naprawdę problem umów śmieciowych dotyczy ok. 2% zatrudnionych, 91% pracowników zatrudnionych na umowach o pracę nie dotyczy wcale, a o pozostałych 6,75% osób pracujących na umowach zlecenia/o dzieło, trudno powiedzieć, jaką formę zatrudnienia rzeczywiście by preferowali. Można zatem stwierdzić, że reforma/likwidacja „śmieciówek” wyjdzie na korzyść 2% osób z ogólnej puli osób pracujących. Co z pozostałymi ponad 90% pracowników (zatrudnionych na umowę o pracę) – czy te zmiany będą dla nich obojętne? 

Zanim padnie odpowiedź na to pytanie, należy zastanowić się po co zawiera się umowy śmieciowe. Nietrudno odkryć, że głównie po to aby odebrać pracownikowi te prawa, które przysługują mu na podstawie kodeksu pracy i innych ustaw okołokodeksowych. Innymi słowy pracodawca jest zobowiązany wobec zleceniobiorcy lub wykonawcy wyłącznie do tego, co znajduje się w samej umowie zlecenia. Natomiast umowa o pracę, może zawierać niewiele treści – de facto nawet nie musi być zawarta w formie pisemnej (pracodawca na piśmie ma jedynie obowiązek potwierdzić jej najważniejsze elementy). „Puste miejsca” w umowie o pracę, takie jak przykładowo czas pracy, bhp, zasady wynagradzania, opieka socjalna, wypełnia właśnie kodeks pracy. Pracownicy (zatrudnieni na podstawie umów o pracę) powinni zatem zapytać – na jakie ustępstwa poszła strona społeczna w zamian za zgodę na reformę „śmieciówek”. Odpowiedź na to pytanie daje po części komentarz do nowego projektu kodeksu pracy, jak i publikacja „krokodyle łzy pracodawców”. Z projektu wynika, że 2% osób wykonujących dotychczas pracę na zleceniu lub umowie o dzieło, zyska objęcie ich okrojonym z wielu praw pracowniczych kodeksem pracy (co niewątpliwie będzie dla nich korzyścią), pozostałe prawie 7% osób wykonujących zlecenia i dzieło na podstawie umów eksperckich itp. straci możliwość wyboru pasującej im formy świadczenia usług, a przede wszystkim, prawie 91% pracowników objętych już kodeksem pracy, straci szereg dotychczas przysługujących im uprawnień.

 Przykładając zmiany do branży elektroenergetycznej – w tym sektorze umowy śmieciowe to naprawdę rzadkość. Umowy o dzieło i zlecenie dotyczą właściwie w głównej mierze kadry zarządzającej. Według projektu pracownicy tracą natomiast takie prawa jak chociażby ochrona przedemerytalna, czy prawo do płatnego urlopu na żądanie. 

Sumując – nie można dać sobie wmówić, że proponowana reforma prawa pracy sprowadza się do likwidacji „śmieciówek”. Koszty ich likwidacji (przy obecnym rynku pracownika) będą dla pracodawców z pewnością niewielkie i dotną niewielki procent zatrudnionych. Koszty tego ustępstwa zostaną pracodawcom zrekompensowane w trójnasób – a poniesie je ponad 90% pracowników zatrudnionych dotychczas na umowach o pracę.